Recenzja filmu

Z jednej krwi (2014)
Jean-Charles Hue
Frédéric Dorkel
Jason François

Noc nomadów

Reżyser nie potrafił przenieść na ekran skomplikowanych relacji braterskich. Jest w filmie sporo scen, w których widzimy bohaterów miotających się, zmieniających zdanie, wyrażających opnie
Jednego Jean-Charles'owi Hue odmówić nie można: odwagi. Ale choć ta uważana jest powszechnie za jedną z cnót, w kinie nie zawsze się sprawdza. Najlepszym tego przykładem jest "Z jednej krwi".



Film jest przedziwną mieszanką dokumentu i fabuły. Reżyser wkracza ze swoją kamerą do niezwykłej społeczności Jeniszy. Ich wyjątkowość polega na tym, że w centrum osiadłej i zakorzenionej cywilizacji, jaką jest Francja, oni pozostają nomadami, Cyganami przemierzającymi kraj wzdłuż i wszerz. Hue przygląda się ich codzienności, obyczajom i relacjom rodzinnym. Ale robi to w sposób mało inwazyjny. Świat Jeniszy jest bowiem tłem dla fikcyjnej historii czterech mężczyzn połączonych więzami krwi i lojalności. Ta opowieść, choć bazuje na wymysłach reżysera, niewątpliwie inspirowana jest prawdziwymi historiami, jakie usłyszał od Cyganów. Autentyczności dodaje jej fakt, że aktorami są właśnie członkowie społeczności Jeniszy. Grają oni przejaskrawione wersje samych siebie. Chwilami granica między fikcją a prawdą zaciera się.

I w tym właśnie tkwi odwaga Hue. Realizacja filmu z niesfornymi naturszczykami, próba opowiedzenia fikcji, ale wplecionej w tkankę realnego świata i prawdziwych relacji – to rzecz karkołomna. Niestety, koncepcja to jedno, a wykonanie to zupełnie co innego. "Z jednej krwi" nie wybroniło się na poziomie spektaklu. Opowieść o Jasonie, jego dwóch braciach i kuzynie, którzy wyruszają na wyprawę, by ukraść transport miedzi, mówiąc kolokwialnie, nie klei się. Wyraźnie widać, że reżyser chciał uczynić z dość banalnej fabuły pretekst do stworzenia elegii na ginącą kulturę. Bohaterami "Z jednej krwi" są straceńcy, którzy próbując podążać drogą przodków, wpadają w poważne kłopoty. Jednak Hue surowość dokumentu i autentyczność aktorów zanieczyszcza filozoficznymi dywagacjami, wprowadzając alegoryczną symbolikę i dość prostackie odwołania do Boga i dylematu wyboru dobra lub zła. W ten sposób całość robi się ciężka, niezgrabna, po prostu nudna.



Nie pomaga również to, że reżyser nie potrafił przenieść na ekran skomplikowanych relacji braterskich. Jest w filmie sporo scen, w których widzimy bohaterów miotających się, zmieniających zdanie, wyrażających opnie sprzeczne z tym, co deklarowali kilka minut wcześniej. W sprawnych reżyserskich rękach sceny te posłużyłyby do zniuansowania postaci, nadania tonów szarości tam, gdzie wcześniej istniał prosty czarno-biały podział. Ale Hue tego nie był w stanie uczynić. Być może przecenił możliwości aktorskie swojej obsady. W każdym razie efekt jest taki, że na ekranie dominuje nieład. Są chwile, kiedy trudno się zorientować, o co bohaterom chodzi. Werbalnie przeskakują bowiem z jednej pozycji na stanowisko przeciwne. Nie idzie za tym jednak żaden wgląd w ich motywacje czy emocje. Widz pozostaje więc z wielkimi znakami zapytania, nad którymi musi po prostu przejść do porządku, zaakceptować postawy bohaterów, bez wnikania w ich źródła.

"Z jednej krwi" jest zatem kinem funkcjonującym wyłącznie na poziomie koncepcji. Tam może się podobać, a nawet imponować twórczymi eksperymentami reżysera. Jako fabuła jednak nie zdaje egzaminu.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones